arrow left
arrow right

EGO managera, czyli cichy sabotażysta fabryki

30 października 2025
man in white dress shirt sitting by the table

Wiecie, co jest gorsze od braku procedur i przestarzałych maszyn? Ego managera. Tego, który wie lepiej, bo już 15 lat w tej firmie robi, sam zaczynał od zera i jak ja byłem brygadzistą, to się nie narzekało, tylko robiło.

Nie chodzi mi o to, żeby się z takich ludzi śmiać. Chodzi o to, żeby zrozumieć, jak bardzo ego potrafi zablokować rozwój zespołu, procesów i całej organizacji.

Ego nie lubi pytań

Manager z rozdętym ego nie pyta. On wie. A jak nie wie, to udaje, że wie. Bo przecież nie może się przyznać, że czegoś nie rozumie. Przecież to oznaka słabości.

Tymczasem najlepsze zmiany zaczynają się od pytania: a może da się to zrobić inaczej? Ego tego pytania nie zada. Bo ego nie szuka rozwiązań. Ego szuka potwierdzenia, że ma rację.

Ego nie słucha

Znasz to? Pracownik mówi: Szefie, ten proces nie działa, bo…

A szef wchodzi mu w zdanie: Wiem, ale to nie twoja sprawa. Rób swoje.

I po rozmowie. A razem z nią po zaangażowaniu, inicjatywie i pomysłach, które mogłyby coś zmienić. Ego managera nie słucha, bo przecież co taki operator może wiedzieć o zarządzaniu?

Ego nie deleguje

Bo przecież nikt nie zrobi tego tak dobrze jak ja. A jak zrobi, to jeszcze lepiej i wtedy co? Będę wyglądał na niepotrzebnego?

Ego managera nie oddaje odpowiedzialności, bo myli ją z kontrolą. A przecież zespół nie rośnie od tego, że szef wszystko robi sam. Rośnie wtedy, gdy może się uczyć, próbować, popełniać błędy i poprawiać.

Ego nie przeprasza

Bo przecież to nie ja zawaliłem, tylko system. Albo oni mnie źle zrozumieli. Albo nie miałem pełnych danych. Albo cokolwiek, byle nie: to moja wina. Przepraszam.

A przecież właśnie takie słowa budują zaufanie. Pokazują, że jesteś liderem, a nie tylko kierownikiem z tabelką.

My story

Znam przypadki, gdzie kierownik nie zrekrutował dobrego specjalisty, bo po co sobie robić konkurencję. Jego kolega nie wpuścił mnie na ,,swoją” halę, żeby zrobić audyt, bo napiszę paszkwil. Co tu się objawia jak nie strach przed swoimi słabościami?

Moje true story z tej samej ekipy. W ramach pomocy poprzedniemu, schorowanemu właścicielowi naszej fabryki pojechaliśmy mu wyciąć parę drzewek w jego nadmorskiej rezydencji, a przy okazji się zintegrować.

Chociaż nie.

Tak naprawdę jechaliśmy z firmy całym autobusem do Niemca posprzątać mu park, bo był już żółty od pewnej choroby. W nagrodę dostaliśmy po węgorzu i butelce wódki na drogę.

Ale to nie o tym.

Mamy wyciąć jedno z dwóch drzew.

Cała grupa mówiła: tnijmy to po prawej.
Wycięliśmy to po lewej.
Dlaczego? Bo Pan z ego musiał pokazać, że to nie my tu decydujemy.
Błaha sytuacja? Może. Ale została ze mną do dziś.

A u nas? Mamy czerwonego bobra

W naszej fabryce w trakcie spotkań operacyjnych mamy zasadę czerwonego bobra. Jak ktoś nie dotrzyma terminu – dostaje bobra. Drugi bóbr za to samo? Prywatny coaching ze mną. Ale najważniejsze jest to, że mnie też zdarza się przyznać samemu sobie bobra. Po co? Żeby pokazać, że również odpowiadam przed zespołem, a nie tylko on przede mną. To drobny gest, ale robi robotę. Bo ego nie lubi się przyznawać. A lider – powinien.

To co z tym ego zrobić?

Nie chodzi o to, żeby je wyrzucić. Ego to część nas. Ale warto je czasem posadzić na ławce rezerwowych i zapytać siebie:

  • Czy naprawdę słucham ludzi?
  • Czy potrafię przyznać się do błędu?
  • Czy daję przestrzeń innym, czy tylko sobie?

 

Bo ego managera to nie tylko problem tych z góry. To coś, co może się przydarzyć każdemu z nas. I warto mieć tego świadomość, zanim zaczniemy sabotować własny zespół - w dobrej wierze, oczywiście.

 

kontakt@szefprodukcji.pl

+48 661 098 407