arrow left
arrow right

Dlaczego „kto” jest ważniejsze niż „co”? Wersja dla tych, co już wszystko wdrożyli, tylko ludzie nie wiedzą po co

30 września 2025
man in white dress shirt sitting by the table

Wiele firm zaczyna transformacje od narzędzi: lean, digitalizacja,  automatyzacja. Jednak nawet najlepsze narzędzia nie zadziałają, jeśli nie masz odpowiednich ludzi na pokładzie. To liderzy i kluczowi pracownicy są nośnikami zmiany. To oni przekonują zespół, tłumaczą sens, gaszą opór i pokazują, że warto.

Bo przecież jak masz tablicę cieni, to już jesteś lean, prawda? A jak masz aplikację do zgłaszania pomysłów, to innowacja sama się dzieje. Tylko potem okazuje się, że:

  • Tablica cieni służy do wieszania kurtki kierownika.
  • Aplikacja do pomysłów ma 0 zgłoszeń, bo nikt nie wie, czy za pomysł dostanie pochwałę czy ochrzan.

 

Dlaczego? Bo zabrakło „kto”. Bo narzędzia nie wdrażają się same. Potrzebujesz ludzi, którzy:

  • Nie tylko wiedzą, co to muda, ale też potrafią powiedzieć „muda” bez śmiechu.
  • Nie tylko znają cykl PDCA, ale też nie mylą go z nazwą nowego SUV-a. Jak wygląda wdrożenie bez „kto”?

 

No więc, kiedy już wdrożyliśmy wszystko, co się dało, a ludzie dalej nie wiedzą, po co, czas sięgnąć po klasyka zarządzania, czyli Jima Collinsa i jego złotą zasadę:
Najpierw „kto”, potem „co” (first who, then what).

Bo, jak mawiał Collins: najpierw wsadź do autobusu właściwych ludzi, potem zdecyduj, dokąd jedziesz.

W polskich realiach produkcyjnych wygląda to mniej więcej tak:

  • Kupujemy autobus (czytaj: wdrażamy system, narzędzie, aplikację).
  • Wsiadają wszyscy, którzy akurat byli pod ręką (czytaj: kto był na zmianie, ten wdraża).
  • Nikt nie wie, dokąd jedziemy, ale ważne, że autobus jest nowy i ma klimatyzację (czytaj: nowy system ma dashboard i wykresy).
  • Po tygodniu okazuje się, że połowa załogi wysiadła na pierwszym przystanku (bo nie wiedziałem, że to o mnie chodzi), a druga połowa pyta, czy można wrócić do starego Jelcza, bo tam przynajmniej drzwi się nie zacinały.

 

Najpierw ludzie!

Ale nie chodzi o to, żeby zebrać wszystkich, którzy mają wolne ręce i czas. Chodzi o tych, którzy mają wpływ, zaufanie zespołu i odwagę, by powiedzieć: „To ma sens, spróbujmy”. Ludzi, którzy nie tylko wykonują zadania, ale nadają im znaczenie. Bo bez nich nawet najlepsze narzędzia stają się tylko kolejnym obowiązkiem, kolejną tabelką do wypełnienia.

W każdej firmie są osoby, które potrafią „pociągnąć temat”. Nie zawsze mają formalne stanowiska liderów, ale mają coś ważniejszego. To autorytet wśród współpracowników. To oni decydują, czy zmiana zostanie przyjęta, czy odrzucona. Jeśli ich zabraknie, wdrożenie kończy się frustracją, a dashboardy świecą pustkami.

Dlatego zanim wdrożysz kolejne narzędzie, zrób przegląd załogi. Poszukaj tych, którzy:

  • Nie uciekają na zwolnienie lekarskie, gdy słyszą słowo „warsztat”.
  • Nie chowają się za regałem, gdy pojawia się nowy projekt.
  • Potrafią powiedzieć „nie wiem”, zamiast „zawsze tak robiliśmy”.
  • Mają odwagę zapytać „dlaczego?”, zanim powiedzą „jak?”.

 

Podsumowanie:

Najpierw „kto”, potem „co”, bo nawet najlepszy autobus nie pojedzie, jeśli kierowca nie wie, gdzie jest kierownica, a pasażerowie myślą, że to wycieczka do Karpacza.

Więc zanim wdrożysz kolejne narzędzie, zrób przegląd załogi.
Może się okazać, że masz na pokładzie Collinsa, tylko jeszcze o tym nie wiesz.

kontakt@szefprodukcji.pl

+48 661 098 407